Najlepsza optyka z jakiej dziś korzystamy ma swoje korzenie w zamówieniach dla armii podczas wojny. Tak powstała Wielka Optyczna Trójka: Leica, Swarovski i Zeiss. Później, ten asortyment wykorzystywany był na większą skalę w cywilnym strzelectwie i łowiectwie, a stamtąd trafił do obserwacji ornitologicznych. W dalszej kolejności jednak na optycznym podium zagościły także firmy wywodzące się z fotografii (Nikon) i sportu (Kowa). To dlatego dziś raczej mówiłbym o Wielkiej Optycznej Czwórce, a może i Piątce. Ich wspólną cechą jest posiadanie technologii szkła i powłok umożliwiających budowę lornetek o transmisji ok. 90% w całym zakresie światła widzialnego oraz reputacja, umożliwiająca im sprzedaż instrumentów o tak wyśrubowanych parametrach.
O ile lornetki w układzie otwartych mostków są nowym wynalazkiem i są do siebie bardzo zbliżone pod względem ergonomii, wyglądu i parametrów, to lornetki klasyczne są znacznie bardziej zróżnicowane. Przyczyna tego jest ich znacznie dłuższa historia i optymalizacja ukierunkowana na różne aspekty obserwacji. Przez długi czas tego typu konstrukcje oferowały najlepszą jasność i korekcję głównych wad optycznych. Po dziś dzień wszystkie bez wyjątku mają lepszą korekcję aberracji chromatycznej niż bliźniacze modele z otwartym mostkiem, mniej spłaszczone pole widzenia i co za tym idzie mniejszy poziom krzywizny pola (efekt toczącej się kuli). Są też krótsze i oczywiście inaczej leżą w ręce.
W artykule tym piszę o lornetkach Leica, Swarovski, Zeiss i Nikon. Kosztują 7-9 000 zł, a poniższa tabela przedstawia porównanie ich parametrów. Sądząc po osiągnięciach lunetowych firmy Kowa jestem przekonany, że jeśli w końcu pojawią się ich nowe lornetki Genesis II, to powrócą na półkę premium. Dziś, ze względu na nadzwyczajna jakość, nie tylko obrazu, okupioną jednak zwiększoną masą umiesciłem Kowa Genesis w grupie tańszych lornetek optymalnych (do 5000zł).
Swarovski SLC (7 000 zł)
Lornetki SLC to najstarsza seria w tym zestawieniu, podobno wprowadzona na rynek w drugiej połowie lat 80-tych. To są właśnie lornetki, które utorowały Swarovskiemu drogę na optyczne szczyty. Współczesne lornetki Swarovski wyróżniają się najlepszym na tle konkurencji oddaniem bieli oraz plasują się w ścisłej czołówce pod względem jasności. O ile w lunetach oznacza to konieczność pogodzenia się z podłużną aberracją chromatyczną (“Swarovski zniebieszcza”), to w lornetkach jest ona lepiej skorygowana, a w serii SLC po prostu nieobecna. Kiedy w 2006 roku wprowadzano model SLC new” była to najlepsza optycznie lornetka tego producenta. Śmiało zaoferowano wszelkie możliwe parametry: 8×30, 10×30, 7×42, 8×42, 10×42, 7×50, 8×50, 10×50, 8×56 i 15×56… Sprzedaż konstrukcji z otwartymi mostkami, mimo gorszej jakości obrazu i wyższej ceny, była już jednak znacznie większa niż się spodziewano i wymyślone początkowo dla ornitologów lornetki EL stopniowo kanibalizowały myśliwskie SLC.
Podejrzewam, że to spadające zainteresowanie serią SLC wymusiło przesunięcie środka ciężkości w firmie na lornetki z otwartym mostkiem. I tak kiedy w 2010 roku na rynek weszła SLC WB HD, która została odchudzona i skrócono minimalny dystans ostrości, była już minimalnie gorsza optycznie od najnowszej EL Swarovission. Zaoferowano tylko dwie wersje WB HD: 8×42 i 10×42, mniejsze lornetki 30mm zostały jeszcze bardziej okrojone i rok później zadebiutowała turystyczna seria CL Companion, o której już pisałem. To właśnie SLC WB HD pozostają jednak do dziś moimi ulubionymi lornetkami Swarovski. Stoi za tym zoptymalizowana jakość optyczna i umiarkowana jak na Tyrolczyków cena. Śruba ostrości chodzi jak to w Swarovskim bardzo dobrze, a muszle oczne są najlepiej rozwiązane i wykonane ze wszystkich lornetek premium. Swarovski kroczył dalej ta ścieżką śmiało i w 2013 roku kolejna seria SLC została jeszcze bardziej okrojona, stając się “tanią” lornetką tego producenta. Dziś SLC W B są dostępne w dwóch wersjach 42mm i trzech 56mm. Już porównując obudowę EL Swarovission i SLC W B widać kto tu rządzi. SLC W B, ma gorszej jakości obicie i mechanikę, nie jest tak jasna i słabasza od poprzedniczek na brzegach pola widzenia. Obraz jest wciąż jasny i biały ale nie ma już tego “Swarovski Magic”. Na szczęście jednocześnie znacząco obniżono jej cenę, pozostaje więc nadal bardzo udanym wyborem dla każdego przyrodnika. Najciekawsze wydają mi się właśnie te największe 56mm, oferowane za około 8.000zł: 10×56 to idealna lornetka dla sowiarza, zaś 15×56 do obserwacji drapieżników i seawatchingu.
Leica Ultravid (7 000 zł)
Wprowadzając serię Ultravid w 2003 roku zastąpiono bardzo popularne również wsród ornitologów lornetki Trinovid BN. Zwiększono w nich pole widzenia, a udało się przy tym również ograniczyć dystorsję. Najważniejszym jednak celem tej operacji było zaoferowanie mniejszych i bardziej kompaktowych lornetek: masę zmniejszono z 890 do 750. Cztery lata później w serii Ultravid HD dodatkowo zastosowano nowe szkła i powłoki co poprawiło jasność i odwzorowanie bieli. Nieznacznie poprawiona w 2017 roku Leica Ultravid Plus HD pozostaje wciąż najlżejsza i najtansza lornetka w klasie premium ale na rynku dostępne są także elegancko wykończone egzemplarze z pierwszej serii BL. Leica Ultravid HD+ dostępne są w wersjach 8×32, 10×32, 7×42, 8×50, 10×50 i 12×50. Od lepszej optycznie Noctivid, Ultravid rózni się gorszą korekcją wad i mniejszym polem widzenia, jednak jest znacząco mniejsza i tańsza.
Lornetki Leica Ultravid są bezwątpienia najsłabsze optycznie w tym zestawieniu. Jako jedyne mają widoczną aberrację chromatyczną jak również największy poziom nieostrości na brzegu pola widzenia. Nie są to więc lornetki dla osób poszukujących optycznej doskonałości w czasie obserwacji. Kupując lornetkę na podstawie testów i opisów łatwo jednak ulec wrażeniu, że Leica nie są warte ok. 7000zł. Nic bardziej błędnego. Ze względu na przemyślaną, kompaktową konstrukcję znakomicie leżą w ręku i przy oku. Obraz wciąż jest jasny jak w całej kategorii premium, a konkurenci nie maja ani tej subtelnej elegancji Leica, ani nie zachowają tak dobrze wartosci po latach jak Ultravid. Jak dla mnie Leica wie co robi i sie swietnie obroni w każdym bezposrednim porównaniu. O mniejszych modelach: kieszonkowych Ultravid 8×22 i 10×25 oraz kompaktowych Ultravid 8×32 pisałem już wcześniej. Bardzo interesujący jest też model 12×50, idealne połączenie wagi i powiększenia do obserwacji przelotnych drapoli. Moi zdaniem Leica Ultravid świetnie nadaje się dla osoby, które dużo podróżuje lub porusza się z lornetką na szyi, korzysta z lunety i nie ma obsesji na punkcie wad optycznych. Lornetki Ultravid krytykowane są za obniżenie standardów trwałości, dotyczy to pracy mechanizmów, muszli ocznych uszczelnień w czasie użytkowania.
Zeiss Victory HT (9 000 zł)
Pisać o historii lornetek Zeiss to jak pisać historię optyki. Jak wspomniałem w moim pierwszym wpisie na forum: “Ruska 10×50 i Zeiss 10×50 wyznaczyły standardy polskiej ornitologii” . Serię Victory, Zeiss wprowadził do sprzedaży w 2000 roku, oferując parametry 8×40, 10×40, 8×56, 10×56. Nigdy żadnej z tych starszych lornetek nie widziałem, choć są dość popularne na rynku wtórnym. Seria Zeiss Victory FL zadebiutowała w 2004 roku i przez wiele lat pozostawała najlepszą optycznie lornetką na rynku. Warto zwrócić uwagę, że ta premiera nastąpiła w tym samym czasie co Leica Ultravid i Swarovski EL. O ile zatem Zeiss postawił na doskonałość optyczną, Leica stawiała na kompaktowość i redukcję wagi zaś Swarovski na ergonomię.
Lornetki Victory FL wyróżniały się pancerną obudową, znakomitym polem widzenia i jego doskonałą korekcją. W niej to po raz pierwszy Zeiss zastosował wynalezione na potrzeby mikroskopii powłoki fluorytowe. To zagwarantowało najwyższą transmisję a zatem jasność, najlepszą ostrość, najlepsze oddanie kolorów i redukcję aberracji chromatycznej. Pod względem jasności nie miały sobie równych ale były też stosunkowo ciężkie. Rok później technologia powłok fluorytowych znalazła się w znakomitych lunetach Zeiss Diascope. Konsumenci jednak nie tylko jakością obrazu kierują się w swoich wyborach sprzętowych i w minionych latach wielką popularność zdobyły lornetki z otwartym mostkiem Swarovski EL.
Zeiss pozbierał się po rewolucji cyfrowej dopiero w 2012 roku i wtedy pojawiła się nowa seria Zeiss Victory HT. Obecnie oferowane w wersjach: 8×42, 10×42 8×54 i 10×54. Pierwsze modele miały szarą obudowę, najnowsze mają czarną. W lornetkach tych poprawiono odwzorowanie kolorów, obraz jest tylko nieznacznie kremowy oraz poprawiono i tak genialna transmisję światła. Stało się to możliwe przez uproszczenie konstrukcji okularów. Skutkiem tego było niznacznie mniejsze niż u konkurencji pole widzenia ale gorsza, choć porównywalna z Ultravid jakość obrazu na brzegach. HT jest jednak od Ultravid znacznie dłuższa i mniej poręczna. Jak więc widać, Zeiss stworzył niemal doskonałą lornetkę dla myśliwych. Lornetkę dla ornitologów, opisaną w pierwszej części artykułu, wprowadził zaś stosunkowo niedawno. Victory SF cechuje się z kolei najlepszym wśród konkurencji polem widzenia, jego powściągliwym spłaszczeniu bez skutków ubocznych w postaci artefaktu toczącej się kuli, no i lepszą korekcją aberracji chromatycznej. Obie lornetki mają podobną ergonomię: śrubę ostrości ulokowaną bliżej centrum ciężkości, tak że lornetka jest lepiej zrównoważona w pozycji obserwacyjnej niż instrumenty konkurencji. Śruba chodzi wręcz znakomicie, moim zdaniem dorównuje jej tylko ta w EDG. Zeiss zastosował też dość kontrowersyjne muszle oczne, są one wykonane z jakiegoś przedziwnego stopu metalu, lekkiego i o dobrych parametrach termicznych, bo nie jest zimny przy oczach na mrozie. Sprawiają jednak wrażenie tanich i plastikowych i są powszechnie krytykowane przez osoby, które miały z lornetką chwilowy jedynie kontakt. Rozwiązanie zastosowane w Swarovski sprawia bardziej profesjonalne wrażenia, a w EDG z kolei wygrywa estetyka i jakość wykonania.
Nikon EDG (9 000 zł)
Jak wspomniałem w części pierwszej Nikon EDG debiutował dwa razy. Obecnie oferowana seria, z wąskim mostkiem, pojawiła się w 2010 roku w wersji 8×42 i 1042, wkrótce dołączyły też modele 7×42, 8×32 i 10×32. Na przestrzeni ostatnich 20 lat to właśnie Nikon najczęściej rzucał wyzwanie Niemieckim producentom i z pewnością to właśnie seria lornetek EDG jest najlepszym produktem optycznym Japończyków.
W Nikon EDG zastosowano tu okulary spłaszczające pole widzenia ale w nieco mniejszym stopniu niż w Swarovission. Nie ma więc denerwującego efektu toczącej się kuli. Aberracja chromatyczna jest znakomicie skorygowana, pole widzenia bardzo dobre nawet w modelach o większej źrenicy wyjściowej, jasność znakomita jak w całej klasie premium. Obraz biały, tylko Nikon EDG dorównuje tutaj Swarovskiemu i chyba nawet go przebija, bo w Swarovskim daje się zauważyć lekki odcień błękitu. W EDG nie ma jednak cienia żółtego czy kremowego zafarbu, a taki obraz wciąż mamy w Zeissach czy Leicach. Pisząc więc o najlepszych lornetkach trudno wskazać na jakąkolwiek wadę obrazu EDG. Powiem więcej, po obejrzeniu i porównaniu wszystkich tych modeli nie mam wątpliwości, że są to najlepsze pod względem jakości obrazu lornetki oferowane na rynku. Podobnie jak najlepsze lornetki z otwartym mostkiem (Swarovission, Victory SF i Noctivid) mają okulary spłaszczające pole, dające niesamowitą ostrość w całym jego szerokim zakresie. Nie daje się jednak zauważych ani aberracji chromatycznej na brzegu ani jakiejkolwiek nieostrości. Pod względem mechanicznym Nikon nie przestaje zadziwiać. Muszle oczne są znakomite, zmieniają bardzo płynnie położenie, a do tego są wyłożone bardzo przyjemną w dotyku gumą. Same okulary są szerokie więc osobom o wąskich oczodołach mogą źle pasować. Najsłabszą stroną Nikona jest faktura gumy obicia i wygląd. Nikon EDG jest wykonany ze znakomitych materiałów i bardzo ładnie się starzej, lepiej niż choćby Leica ale na zdjęciach nie sprawia wrażenia lornetki za 9 000zł.
Co wybrać…
Różnice w jakości obrazu między najlepszymi lornetkami z otwartym mostkiem i mostkiem centralnym są dość znaczne. W zależności od preferencji możemy wybrać lornetkę z lepiej lub gorzej skorygowanymi brzegami pola widzenia (kosztem dystorsji), z niewielką aberracją chromatyczną, bądź jej pozbawione, a także z różnym stopniem oddania bieli. Cechą zasadniczą podczas użytkowania tej lornetki będzie jednak aspekt ergonomii. Przede wszystkim musimy zatem zdecydować, czy koncepcja lornetki z otwartym mostkiem nam pasuje i czy zachwyca nas, czy przeciwnie – przeszkadzają nam konsekwencje znacznego spłaszczenia pola widzenia.
Podsumowując rozważania z tego dwuczęściowego artykułu, jakie są najlepsze lornetki na rynku powiem krótko: byłem ale już nie jestem zwolennikiem otwartych mostków, zatem żadna z nich nie wprawia mojego serca w szybsze bicie. Nie chcę nikogo zniechęcać, bo miliony ptasiarzy je pokochały więc to z całą pewnością sprawa preferencji co do ergonomii. Gdybym jednak miał wskazać najlepszą z nich to wybrałbym Zeiss Victory SF, ma najmniejszą krzywiznę pola i najlepszą ergonomię.
Wybierając spośród przedstawionych tutaj lornetek z klasycznym mostkiem, sytuacja jest dokładnie odwrotna: bardzo podobają mi się wszystkie wymienione. Zeiss Victory HT zachwyca jasnością obrazu i ergonomią, Swarovski SLC oddaniem bieli i redukcją aberracji chromatycznej. Jak już wspomniałem Nikon EDG łączy zalety wszystkich konkurentów. Wszystkie one są jednak ciężkie. No i dlatego jest jeszcze Leica… Szczególną uwagę zwróciłbym na rzadkie obecnie parametry 7×42. To idealne lornetki do obserwacji w słabym świetle w lesie, gdy bardziej dostępne 8×42 już wydają się za ciemne. Takie oferują Nikon EDG i Leica Ultravid. Leica przy bezpośrednim porównaniu nie wydaje się wiele gorsza nawet od Nikona ale jest tak poręczna, lepiej leży przy oku i sprawdza wrażenie znacznie lżejszej od konkurencji, że nie miałbym nic przeciwko jej przygarnięciu.
Z tego co pamiętam to poprzedni model leica Ultravid na teście wytrzymałościowym zrobionym na optyczne.pl nie popisał się zwłaszcza wodoodpornością…. podobnie Leica Geovid. Niektóre tanie “chińczyki” okazały się byc bardziej wytrzymałe. To niestety jest wielki minus dla Leici, nie zachęcający raczej do wydania tych 7 tysięcy. Chyba, ze model HD plus się poprawił.
Tak, to prawda na ale kontrowersje wzbudzil tez i sam test:
http://www.birdforum.net/showthread.php?t=229719
Po tym tescie do basenu bym z nia nie wchodzil ale Ultravid nadal fajna jest.